Gdy wizyta w Rosji była możliwa

Kiedy usłyszałam, że jest możliwość wyjazdu do Rosji, bez zawahania postanowiłam tam jechać. Prawdę mówiąc, celem naszej wyprawy była Arktyczna Wakacyjna Szkoła, jednak mając wizę należało skorzystać i zwiedzić kilka miejsc.

Do Moskwy wybraliśmy się w 5 osób- dwie Polki i trójka Niemców. Ostatecznym celem naszej podróży było dotarcie na samą północ- Archangielsk i Golubino, ale o tym później. 10 lipca wylądowałyśmy z koleżanką na lotnisku Szeremietiewo (bilet lotniczy 360zł, LOT). Autobusem linii 851 dotarłyśmy do stacji metra Rechnoi Vokzal (28 rubli), potem zakupiłyśmy karnet na przejazd metrem (10 biletów ok 265 rubli) po to, by nie stać w kolejce za każdym razem. Z resztą kupując karnet można trochę zaoszczędzić. Nocleg oczywiście znaleziony był na Couch Surfing.

Rosja Moskwa
Plac Czerwony w Moskwie

Zwiedzać, nie spać!
Zwiedzanie Moskwy zaczęliśmy od Placu Czerwonego. Ale to jest piękne miejsce! Od godziny 10 rozpoczęło się zwiedzanie Mauzoleum Lenina – miejsca (chyba) najważniejszego w całej Rosji. Ustawiliśmy się w kolejce, czekaliśmy około 15 minut by dotrzeć do bramek bezpieczeństwa i nadszedł ten moment, by zobaczyć Lenina na żywo. Ogólna uwaga: należy zachować powagę, nie można robić zdjęć, a plecak należy zostawić w przechowalni bagażu przy Mauzoleum (60 rubli).
Następnie przeszliśmy do Cerkwi Wasyla Błogosławionego (wejście 50 rubli ze zniżką EuroNa sam koniec zwiedziliśmy GUM. Będąc na Placu Czerwonym nie można pominąć tego miejsca. Jest to centrum handlowe, gdzie można naprawdę tanio zjeść (obiad około 200 rubli). Powinnam dodać, że podczas krótkiego pobytu w Moskwie nie udało nam się zwiedzić Kremla. Byliśmy w tym miejscu 2 razy, ale za pierwszym razem odbywały się tam ważne uroczystości i zwiedzanie było niemożliwe. Drugi raz jak się udaliśmy tylko po to by zwiedzić Kreml okazało się, że w czwartki dla turystów miejsce to jest nieczynne. Możliwe, że nie było to nam przeznaczone.
Tego samego dnia zafundowaliśmy sobie rejs statkiem po rzece Moskwa. Taka przyjemność kosztuje około 400 rubli, ale dzięki temu można z innej strony podziwiać urok stolicy Rosji.

Już pod koniec dnia postanowiliśmy jeszcze zobaczyć ulicę Arbat. Ulica w stylu łódzkiej Piotrkowskiej, albo Oxford street. Ceny z kosmosu, nie na polską kieszeń. Dla porównania, słynna Matrioszka (5 lalek, wielkość ok 15 cm) kosztowała ok (700 rub). To bardzo dużo. Za taką samą zapłaciłam 200 rubli, ale o tym miejscu opowiem później.

Następnego dnia pojechaliśmy na Kijewski Vagzal (dworzec kolejowy) by zakupić bilety na trasie Moskwa- Jaroslaw (ok 400 rubli), Jaroslaw- Archangelsk (ok 3900 rub), Archangelsk – Moskwa (ok 1700 rubli – platz karta). Najdroższy bilet okazał się na trasie Jaroslaw- Archangielsk, ponieważ nie było już dostępnych miejsc na „platzkarta” przez co zmuszeni byliśmy wydać więcej pieniędzy na klasę drugą.
Kolejno pojechaliśmy na przedmieścia Moskwy zobaczyć chyba najbardziej kiczowate miejsce w całej stolicy- Mini Kreml (stacja metra Partizanskaya). Można powiedzieć, że tam jest wszystko. Przed zwiedzeniem należy wstąpić na targ. Ceny bardzo przystępne, można zakupić wszelkie pamiątki zaczynając od Matrioszek kończąc na zimowych czapkach ze skóry lisa! Jak się okazało, Mini Kreml jest wymarzonym miejscem do organizacji przyjęć weselnych. Przerażające, ale prawdziwe. Na terenie tego kompleksu znajduje się również Muzeum Wódki (wejście 50 rubli). Po zwiedzaniu można skosztować syberyjskiej wódki, a na zagryzkę dostaje się korniszona 🙂

Pałaców Kultury w Moskwie jest aż 7!
Jeszcze wystarczyło nam sił i pod koniec dnia pojechaliśmy zobaczyć Uniwersytet Łomonosowa. Nie da się ukryć, bardzo imponujące miejsce. Do tego można podziwiać panoramę Moskwy. Coś wspaniałego. Niestety, wejście na teren uniwersytetu jest ograniczone tylko dla studentów i pracowników.

W ostatni dzień pobytu w Moskwie wybraliśmy się do największej stałej ekspozycji w Rosji (stacja metra WDNCh), która zajmuje około 200 ha (WWC- Wsierossijski Wystawocznyj Centr). Podobno jest to jedno z ulubionych miejsc Rosjan. Tutaj jest wszystko, poczynając od pięknej fontanny Przyjaźni Narodów, po wesołe miasteczko czy rakietę. Przejście całego kompleksu zajęło nam co najmniej 3 godziny. Kilkadziesiąt metrów od wejścia do WWC znajduje się pomnik poświęcony rosyjskim kosmonautom. Ponad stumetrowy pomnik przedstawia rakietę wystrzeloną w kosmos. Na sam koniec odwiedziliśmy Vinzavod – muzeum sztuki współczesnej. Może to nie jest miejsce popularne wśród turystów, ale polecili je nam nasi Hości.

Wykorzystując wiedzę niemieckiego przewodnika (nazwy książki niestety nie pamiętam), skorzystaliśmy z porady gdzie w Moskwie tanio zjeść i się najeść. Otóż jest takie miejsce przy metrze Turgenewskaja. Restauracja nazywa się „Pietrowicz”, a za 170 rubli je się ile się chce. Dodatkowa herbata kosztowała zaledwie 10 rubli. Jeżeli zależy komuś na kosztach warto odwiedzić to miejsce.

Paka Moskwa!

Przyszedł czas by pożegnać się z Moskwą i po czterech godzinach jazdy pociągiem dotarliśmy do Jarosławia. Rosjanie bardzo umiejętnie nadali nazwy wszystkim stacjom kolejowym. Jadąc do Jarosławia musieliśmy udać się na stację „Jarosławskij Vagzal”, na Ukrainę pociągi odjeżdżają ze stacji „Kijewski Vogzal”, a do krajów nadbałtyckich z „Riżskij Vagzal”. Czyż to nie jest oczywiste?
Niezależnie od pociągu którym jechaliśmy, każdy wagon miał swojego konduktora. Przed wejściem należy nie tylko okazać bilet ale również i paszport. Tak samo musza postępować Rosjanie. Wagon i toaleta były o wiele czystsze niż w wagonach polskich. Niestety, plus dla Rosjan.
Dotarliśmy do Jarosławia, miasta położonego między Archangielskiem a Moskwą, należącego do Złotego Pierścienia Rosji. Ty razem zdecydowaliśmy się na nocleg w hostelu o intrygującej nazwie „Good Luck” (ok 600 rub/os.), który zarezerwowaliśmy z wcześniejszym wyprzedzeniem. Nie należy brać za pewnik, że obsługa mówi po angielsku. Recepcjonistka jedynie co umiała powiedzieć z uśmiechem na twarzy to „w naszym hotelu nie można palić papierosów, spożywać alkoholu. Życzę udanego pobytu, good luck!”. Reszta już po rosyjsku.

Samo zwiedzanie Jarosławia zajęło nam może ze trzy godziny. Ceny o połowę niższe jak w Moskwie. Ostatni dzień przed wyjazdem na północ, zarezerwowaliśmy na godzinny rejs statkiem po rzece Wolga (16 rubli – rejs tańszy od wody mineralnej!), który dopływał do Tolgi. Tam znajdował się piękny klasztor, na którego można poświęcić maksymalnie 30 minut, poza tym już nic nie ma. Niestety najbliższy statek do Jarosławia odpływał 3- 4 godziny później, także w tym czasie mogliśmy posiedzieć na plaży, ponudzić się, a także poszukać sklepu spożywczego.
Około północy byliśmy już gotowi by rozpocząć następny etap naszej podróży i spędzić 17 godzin w pociągu. Nie mogę zapomnieć o tym, że wagon i toaleta były czyste. Z resztą na dzień dobry od pani konduktor dostaliśmy powitalną herbatkę. Każda następna herbata była w cenie ok 30 rubli.

Zdrastwój Arhangelsk!

Tak jak już wspomniałam po 17 godzinach dotarliśmy do Archangielska, miasta położonego nad rzeką Dwiną (ok 40 km do Morza Białego). Tutaj mieliśmy już wszystko zorganizowane, także ciężko mi jest przytoczyć ceny za niektóre usługi. Hotel w którym spaliśmy „Bielomorskaja” był bardzo przystępny w środku, mimo, że na zewnątrz nie wyglądał. Jedzenie było smaczne, ale do wszystkiego dodawali majonez. Po tygodniu czasu nie mogliśmy już na niego patrzeć.

Ale w końcu zobaczyliśmy białe noce. Coś wspaniałego! Tutaj czas stoi w miejscu. Kiedy wychodziliśmy z hotelu około 20 mniej więcej było tak samo widno jak o 1 czy 2 w nocy. W moim odczuciu, człowiek kiedy ma cały czas widno nie odczuwa zmęczenia, tak jak to jest w naszych szerokościach, kiedy występuje dzień i noc. Zapomniałam dodać, że jest na czym zawiesić oko w Archangielsku. Ciekawa architektura, parę pomników (kilkumetrowy pomnik Lenina- najważniejszy), deptak, port. Również około 3, 4 godzin zwiedzania. W Archangielsku spędziliśmy łącznie 2 dni, po poczym udaliśmy się do Golubina (ok 200 km na południowy- wschód od Archangielska). Drogę 200-kilometrową mieliśmy bardzo urozmaiconą- przez około 50 km prowadziła droga asfaltowa, reszta droga szlakowa. Po 4 godzinach jazdy autobusem z lat 80-tych wszyscy byliśmy pokryci warstwą pyłu.

Samo Golubino to wieś znajdująca się nad rzeką Pinega w pobliżu Parku Narodowego. Nocleg w zależności od indywidualnych preferencji. My jako uczestnicy dostaliśmy baraki kilkuosobowe z wychodkiem na dworze, kąpiel była tylko o określonej godzinie w rosyjskiej bani. Organizatorzy mieli do swojej dyspozycji piękne pokoje 2-osobowe z łazienkami…
Restauracja była na terenie ośrodka. Nie mogę zapomnieć, że posiłki podobnie jak w Archangielsku urozmaicane były majonezem. Ceny alkoholu w restauracji: piwo- 50-60 rub, wódka od 200-300 rub.
Po tygodniu spędzonym natonie natury z plagą komarów, przyszedł czas by udać się w 21-godzinną podróż do Moskwy, gdzie później każdy z nas odleciał samolotem do swojego kraju…

Inne opłaty:
przechowalnia bagażu na stacji Kijewskij Vogzal – 100/ 140 rubli, cena uzależniona od wielkości bagażu
Bułka francuska z parówką- ok 30-60 rubli, w zależności od miejsca

Justyna Plesiewicz

artykuł opublikowany pierwotnie w yougo.pl

Może Ci się również spodoba